Hugh Culber

Zaczęty przez Q__, 06 Cze 2024, 20:02

Poprzedni wątek - Następny wątek

Q__

Słów parę o Culberze. Mam wrażenie, że częścią sukcesu tej postaci (drugą część stanowił Cruz, jego aktorstwo i rosnąca charyzma*) jest fakt, że została lepiej zdefiniowana, niż większość bohaterów DISCO. Przy czym - owszem - jest gejem, i to stanowi ważną część jego tożsamości, ale nie tak ważną, by aż krzyczało to z ekranu w każdej scenie (stąd nie jest łatwo go hejtować - każdy to czyniący zdemaskowałby się zaraz jako zakamieniały homofob). Owszem, jest wzorowym, ale nie pchającym się na pierwszy plan, oficerem GF (od początku nasuwa mi się skojarzenie Geordi LaForge-bis). Ale nade wszystko - mimo kompletnej charakterologicznej odmienności - jest następcą... Milesa O'Briena (czy to znaczy, że i on się pomników doczeka? ;)). O ile bowiem Miles, jak wiadomo, miał cierpieć, o tyle Hugh jest w kryzysie, ciągle innym, i zawsze sensownie z fabuły wynikającym. Najpierw jest to "mój mąż naraża życie ponad zwykłą miarę GF", potem "umarlem, zmartwychwstałem, i co mam z tym robić?", wreszcie dochodzi do tego troska o zalogę, najpierw przeniesioną w niepewną przyszłość, potem zmagającą się w dodatku z wywolującą katastrofy DMA i trudnym Kontaktem (do czego dochodzi jeszcze sprawa Zory), a na koniec typowe pytania filozoficzno-egzystencjalne. W dodatku, nawet stojac cokolwiek na uboczu, zawsze znajduje się w centrum spraw. Najpierw jako mąż Paula, ale i lekarz ratujący ofiary wojny, potem jako CMO i Doradca w jednym, niosący na plecach zdrowie psychiczne doświadczonej przez los załogi, na koniec jeszcze jako chwilowy nosiciel osobowości Jinaala i posiadacz urywków jego wspomnień (co wygląda trochę na powtórkę z McCoya z ST III).

* Skądinąd warto odnotować, że i druga cruzowa postać, Trill Jinaal, jest b. dobrze, choć jeszcze prościej skrojona. Tu czynnikiem definiującym jest - godna lemowskiego Amety, ale i Roy'a Batty'ego w ostatnich chwilach jego ;) - radość, chwilowo odzyskanego, i zaraz mającego być definitywnie straconym, życia. Iście młodzieńcza werwa, połączona ze starczą mądrością, i b. Roddenberry'owskim stoickim pogodzeniem z nadciągającym końcem. I tu ponownie zostaje to wszystko należycie wyrażone przez aktorstwo W.C.:
https://www.youtube.com/watch?v=yPz0YOlWpZs

Q__