20.000 mil podmorskiej żeglugi

Zaczęty przez Q__, 29 Lut 2024, 10:10

Poprzedni wątek - Następny wątek

rs

Jest to o tyle ciekawe, że można się zastanowić nad wpływem Więźnia na Marsie Zwycięzcy Jerzego Żuławskiego. Tyle, że odpowiednikiem Piętaszków byli Marsjanie, a nie skarlali potomkowie ludzi. Oczywiście bez moralnego pesymizmu Żuławskiego.
Nawiasem mówiąc widać różnice w języku polskim między tłumaczeniem a czasami dzisiejszymi. Schadzka jako prywatne spotkanie, a nie randka.

Q__

#121
Gdy o Marsjanach z "Więźnia.." mowa, tam jest jeszcze jedna rzecz warta odnotowania - ponoć ich społeczeństwo zbudowane jest na zasadzie stopni wolnomularskiego wtajemniczenia (cóż, masoneria była wtedy modna, nie tylko we Francji). Choć - owszem - da się pewnie przeprowadzić paralele między opresjami, których humanoidalni Marsjanie doznają ze strony Erloorów i niewidzialnych Wampirów, a niedolami sprowadzanymi przez Szernów na Selenitów. (I na szczycie w obu wypadkach jest zimny intelekt, jak nie w szernie wszystkomyślącym zawarty, to w postaci Wielkiego Mózgu*.)

* Ciekawe czy Mostowicz z Polchem stąd czerpali?

rs

Trudno jest mi powiedzieć, czy widać wpływ masonerii na sposób organizacji społeczeństwa marsjańskiego - w pierwszym tomie (Więzień na Marsie) mamy opowieść o brzemieniu białego człowieka i dzikusach. Na razie wiadomo, że była upadła cywilizacja, która pozostawiła szklaną górę - jesteśmy po odkryciu przez Schiaparelliego Olympus Mons. Pewnie w drugim tomie zostało to pogłębione, ale na razie jestem po lekturze pierwszego tomu.

Q__

Tak, walnąłem Ci chamskie spoilery z drugiego tomu. Mea culpa. ;)

rs

Nie szkodzi. Dla mnie ciekawa nie jest jedynie sama historia, ale też pokazanie jak duch epoki jest widoczny w dziełach. Pierwszy tom nawiązuje do współczesności. Autorowi zniszczenie kultu przez bohatera przyrównuje do misjonarzy. Fascynacja Indiami i tamtejszymi kultami. Ślad polski. Tak jak u Verne`a. Przeciwieństwie do Verne`a Brytyjczycy nie są pokazani negatywnie, to jednak jest kilka lat później, kiedy Brytyjczycy doszlusowali do sojuszu Francji i Rosji. W tle jest Rosja, która jest opisana w lekko negatywnym świetle. Była narzeczona Robert Darvel nie buntuje się, kiedy ojciec nakazuje jej zerwać zaręczyny, ale po jego śmierci zaczyna go szukać. Autor nawiązuje do historii, co pewnie nie zawsze przyszłoby do głowy dzisiejszemu autorowi. Widać, że żył w czasach lepszego wykształcenia (oczywiście nielicznych elit), kiedy pewne rzeczy były oczywiste: Znaleziona w górach dzika winorośl, przesadzona na uprawną ziemię, wystawioną na działanie słońca, dawała już większe i słodsze jagody i Robert miał nadzieję, iż dawszy swym poddanym poznać zalety wina, odegra więc względem nich rolę Bachusa lub Noego, tak, jak już był dla nich Prometeuszem, Solonem i Hannibalem.

Q__

#125
Cytat: rs w 12 Mar 2025, 09:31Widać, że żył w czasach lepszego wykształcenia (oczywiście nielicznych elit), kiedy pewne rzeczy były oczywiste:

Tak, osadzenie powieści - nawet klasy B - w tradycji kulturowej jest czytelne. A wątek wina - b. francuski ;).

Skądinąd, gdy o duchu epoki, a więc i ewolucji SF, mowa... Ciekawe, że choć twórczość Le Rouge'a uchodzi zwykle za swoisty pomost łączący verne'owski i wellsowski styl uprawiania (a raczej kształtowania) gatunku, nie plasuje się chronologicznie między dziełami tych ojców fantastyki naukowej. Przeciwnie - jest młodsza. H.G.W. zdążył napisać - i opublikować większość swoich czołowych utworów ("Wehikuł czasu", "Wyspa doktora Moreau", "Niewidzialny człowiek", "Wojna światów") nim G.LR debiutował "Spiskiem miliarderów". "Pierwsi ludzie na Księżycu" znów, choć już po "Spisku..." stworzeni, poprzedzają "Więźnia..." i - mniej znaną - resztę lerouge'owego dorobku.

Interesujące jest również jak szybko SF zaczęła - dla autorskiej wygody - z powrotem wprowadzać +/- humanoidalnych Obcych (liczą się do nich i wellsowscy Selenici, i wspomniane rasy marsjańskie) po tym jak daleko poszli w głęboką Inność bracia Rosny (czy raczej Boex) we wspominanych już "Les Xipéhuz":
https://gutenberg.org/ebooks/65845.html.images

Natomiast wracając do braminów - warto odnotować, że we "Władcy czasu" naszego Langego też rolę sprężyny fabularnej odgrywali:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/lange-w-czwartym-wymiarze-wladca-czasu.html
(Autora "Mirandy" łączy zresztą z "ojcem" Roberta Darvela nie tylko to. Obaj zdają się przywiązywać b. umiarkowaną uwagę do naukowego prawdopodobieństwa swoich wizji. Choć te A.L. służyć miały znacznie ambitniejszym celom.)

ps. Oba tomy marsjańskiego cyklu Le Rouge'a, może ktoś jeszcze zechce przeczytać:
https://pl.wikisource.org/wiki/Więzień_na_Marsie/całość
https://pl.wikisource.org/wiki/Niewidzialni_(Le_Rouge)/całość

rs

Może dlatego, że Le Rouge'a kontynuuje pewne zasady budowania narracji Verne`a, wprowadza opisy naukowe, a z drugiej strony wprowadza elementy bliskie Wellsa. Co pewnie wynika z faktu, że Le Rouge był Francuzem i korzystał ze wzorców, które sprzedawały się u swojego wielkiego poprzednika, który bawiąc uczył. Humanoidalny kształt obcych chyba był zawsze obecny w szeroko rozumianej fantastyce. Wywodził się z ówczesnej biologii, w której prawa ewolucji mają prowadzić do człowieka, a więc humanoidalny kształt byłby docelowy. W sumie takie przeświadczenie wyśmiewał Lem w jednej z podróży Ijona Tichego. Do tego ułatwiało to wprowadzenie wątków romansowych, a jak wiadomo bohater o tysiąca twarzy musi zasłużyć na księżniczkę (sprawdzić czy nie jest ona siostrą)

Q__

#127
Cytat: rs w 13 Mar 2025, 12:54Może dlatego, że Le Rouge'a kontynuuje pewne zasady budowania narracji Verne`a, wprowadza opisy naukowe, a z drugiej strony wprowadza elementy bliskie Wellsa.

To prawda. Zaczyna od verne'owskiej naukowej robinsonady (a w wypadku drugiego tomu nawet wprowadzenia - w sumie w roli ozdobnika - całego mnóstwa mniej lub bardziej prawdopodobnych patentów - też w stylu J.V.*) by przejść w wellsowską czystą fantazję (podszytą mniej lub bardziej sensownymi refleksjami cywilizacyjnymi)**. (A do tego jeszcze antycypuje Burroughsa i - poniekąd - Lovecrafta.) Jako ogniwo pośrednie ;) jest interesujący.

* Choć w owych czasach dało się w nich znów doszukać pomostu między verne'owską ekstrapolacją bliskozasięgową a smithową superscience.

** Przy czym jednak H.G.W. był w swoich fantazjach znacznie bardziej ścisły - kiedy chciał. Biologiczna wiedza dawała mu przewagę.
(Aczkolwiek przyznać trzeba, że jak absurdalnymi z obecnej perspektywy nie byłyby te energie parapsychiczne i napędy fakirskie, jakim regresem do keplerowego latania na Księżyc z pomocą demonów się nie jawiły, były dla współczesnych autorowi bardziej prawdopodobne, niż wszystkie napędy nadświetlne Webera - dla nas.)

Cytat: rs w 13 Mar 2025, 12:54jak wiadomo bohater o tysiąca twarzy musi zasłużyć na księżniczkę (sprawdzić czy nie jest ona siostrą)

;)

rs

Pewnie wpływ na postrzeganie obcych jako humanoidów, oprócz względów romansowych, miała też ewolucja konwergentyczna, kształtowanie się podobnych form, mimo przynależności do różnych grup zwierząt

Q__

Prawda, i np. "K-PAX" całkiem inteligentnie pogrywa tym wątkiem*, acz mam wrażenie, że dość często jest to w SF wprowadzane raczej bezmyślnie, na zasadzie jakiejś heglowatej ewolucji ku celowi, czy wręcz kalki z humanoidalnych bóstw dawnych mitologii. (Stąd zresztą lemowskie gorzkie kpiny o szukaniu luster.)

* https://muzeum.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=5&topic=72&page=7#msg279894

rs

Pewnie tak, szczególnie że kolejni twórcy kopiują często pomysły swoich poprzedników

Q__

#131
Przez co, jak Dukaj kiedyś stwierdził, SF rozkleja się wręcz na naprawdę odkrywczą (on jej się doszukiwał głównie w kierunku hard, ja nie byłbym aż tak kategoryczny, bo widzę tam sporo prób powielania Clarke'a, Clementa, czy Lema; widzę też ciekawe eksperymenty bardziej soft - acz zwykle z lat '60 czy '70) i tę, która używa gotowych konwencji i fikcyjnych wynalazków (często pochodzących jeszcze z pulpy "Doc'a" Smitha), czy to dla czytelniczej zabawy, czy to po to by w takim opakowaniu przekazać pewne przesłanie, metaforę.
Wobec czego tym bardziej ma się ochotę doceniać autorów sprzed lat, nawet tych naiwnych jak Le Rouge właśnie. Oni - chcąc czy nie chcąc - byli wynalazcami.

rs

Trochę nie mam czasu na zaczynam zabierać się za drugi tom
Rozdział 1. "— Dżinny, to duchy niewidzialne: one zamieszkiwać między ziemią i niebem, a jest ich tysiąc razy więcej, aniżeli ludzi i zwierząt... Są między niemi dobre i złe — tych być wiele, wiele więcej! Oni być posłuszni Iblisowi, któremu Allah dać niezależność aż do dnia sądu ostatecznego... Mądry sułtan Sulejman (Salomon) szanowany nawet przez żydów i niewiernych, dostać od Allaha kamień zielony, błyszczący jak gwiazda: ten mu dać władzę rozkazywania tym duchom. One go do śmierci słuchać i nawet zbudować świątynię jerozolimską — ale po jego skonie dżinny rozproszyć się po całym świecie i popełniać wszelkie zbrodnie i dokuczać, oh, jak dokuczać ludziom!..."

sura II
Oni poszli za tym, co opowiadali szatani o królestwie Salomona. Salomon nie był niewiernym, lecz szatani byli niewiernymi i nauczali ludzi czarów i tego, co zostało zesłane dwom aniołom w Babilonie: Harutowi i Marutowi.

No ale Salomon jest w Koranie trochę inny niż w ST
Salomon jest wspominany wielokrotnie w Koranie. Król ten kierował wiatrem (XXI, 81; XXXIV, 12; XXXVIII, 36), rozumiał mowę ptaków (XXVII, 16), mrówek (XXVII, 19). Jego władza wkraczała z siłą w świat demoniczny szatanów i dżinnów; Salomon miał moc wymagania od nich różnych prac. Sura XXI, 82 głosi, że pośród szatanów byli tacy, ,,którzy się zanurzali w morzu dla niego, i oprócz tego pełnili jeszcze inne czynności". Z kolei sura XXXIV, 12-13 mówi: ,,a wśród dżinnów były takie, które pracowały dla niego za pozwoleniem Boga". Podobna myśl przewija się w surze
XXXVIII, 37: I poddaliśmy jemu [...] szatanów zarówno budujących, jak i nurkujących. . Ideę szatanów wykorzystywanych przez Salomona do budowy świątyni nie zostały wymyślone przez twórców Koranu (którego powstanie jest niestety z powodów religijnych niezbyt badane) pojawia się w Testamencie Salomona i Ewangelii Bartłomieja.
Tutaj Le Rouge wkłada buty po Verne.

Q__

Tak, zresztą to koraniczne ujęcie postaci Salomona widać potem i gdzieś tam w "Baśniach 1001 nocy" (vide choćby "Rybak i dżinn", znany też jako "Rybak i geniusz").

rs

Rozdział 3 Niewidzialnych sprawia ból u wegan/wegetarian. Tyle potraf z pomordowanych dzikich zwierząt... Jerzy czytał z roztargnieniem spis potraw, zawierający oprócz wykwintnych dań europejskich, specjały kuchni miejscowej, jak pasztet z mureny z białemi truflami tunetańskiemi, wątróbki bażancie, czyżyki pieczone w liściach mirtu i inne osobliwości gastronomiczne.
 — Ależ to, doprawdy, prawdziwa uczta Lukullusa! — zawołał z komiczną rozpaczą młody człowiek, któremu Ralf przysuwał półmisek z delikatnem, parującem pieczystem.


 — Oby tylko nam nie podał słowiczych języczków, posypanych proszkiem z pereł i brylantów, jak to u Lukullusa bywało! — rzekł, śmiejąc się, Jerzy,
 — On i do tego byłby zdolnym! Czy pan uwierzysz, że urządził kiedyś polowanie na rekina dlatego tylko, że potrzebował jego płetw, które są jedną z koniecznych przypraw do zupy z gniazd jaskółczych...

Istotnie, Lukullus nie tylko miał przyjemność w takim życiu, ale się nawet  nim chełpił. Pokazują to takie opowiadania o nim:  Mówią, że przybyłych do Rzymu Greków przez wiele dni zapraszał do siebie do stołu. Ludzie ci z prawdziwie greckim uczuciem krępowali się i nie chcieli  korzystać z zaproszenia, żeby kogoś przez tyle dni nie narażać przez siebie na  koszty. Na co on z uśmiechem: ,,Dzieje się coś takiego przez was, mili Grecy, ale
co najważniejsze — dzieje się dla Lukullusa".  Kiedyś jadł sam przy przygotowanym jednym tylko stole i skromnie
zastawionym. Oburzył się i wezwał odpowiedniego służącego. Ten mówił, że nie  uważał, by trzeba było czegoś więcej, skoro nikt nie został zaproszony. Na to  Lukullus: ,,Co ty mówisz? Nie wiedziałeś, że dziś u Lukullusa gości Lukullus?"
I rzeczywiście, jak widać, dużo opowiadano o nim w mieście. Kiedyś, gdy był wolny, podeszli do niego na forum Cyceron i Pompejusz. Cyceron zaliczał się do  największych jego przyjaciół, Pompejusz był z nim poróżniony z powodu owego
dowództwa, przywykli jednak spotykać się często i rozmawiać z sobą uprzejmie.  Pozdrowił go Cyceron i zapytał, jak tam spotkanie. Lukullus odrzekł: ,,Bardzo  chętnie" — i zapraszał ich do siebie. A Cyceron: ,,My chcemy być przyjęci do
stołu u ciebie dzisiaj, tak jak dla ciebie będzie przygotowany". Tu wzbraniał się  Lukullus i prosił o dzień zwłoki. Ale ci powiedzieli, że nie pozwalają. Nie  pozwolili także dawać zarządzenia służbie, żeby nie kazał przygotować czegoś  więcej ponad to, co jemu samemu ma być podane. Zgodzili się tylko na tyle, by do  jednego ze służących w ich obecności powiedział, że dzisiaj będzie jadł w  ,,Apollonie". A to była nazwa którejś z jego wspaniałych jadalni. I tak przechytrzył  ich obu nieświadomych rzeczy. Każda bowiem jadalnia miała, jak widać,  oznaczony koszt dań, każda własne zaopatrzenie i nakrycie stołowe. I służba  słysząc, gdzie chce gości przyjmować, wie tym samym, w jakiej wysokości
kosztów, z jaką wystawnością i porządkiem mają iść dania. W ,,Apollonie" jadło się za pięćdziesiąt drachm. I wtedy także tyle wydano. A Pompejusza w podziw  wprawiła wspaniałość przyjęcia i szybkość obsługi (Plutarch, Lukullus, 41, 1-6)

O, nie śmiej się pan, proszę! Byłem jednym ze szczęśliwych biesiadników i mogę pana zapewnić, iż wrażenie tej muzyki było najwspanialsze, jakie sobie można wyobrazić. Plum-puddingowi towarzyszyła kolęda staroświecka, którą się śpiewa na Boże Narodzenie, połączona z narodowym hymnem angielskim i ulubioną przez anglików rzewną pieśnią: «Home, sweet home»... Każde danie było uroczyście wnoszone przez służbę odpowiednio przybraną — i tak: ryby morskie z rodzaju płaszczy (turbot) ulubione niegdyś przez Domicjana, podane były przez rzymian, poprzedzonych przez liktorów i złote orły; comber sarni podawali paziowie w strojach średniowiecznych, przy odgłosie rogów myśliwskich. Trąbę słoniową, gotowaną w sosie ostrym i korzennym podawał książę murzyński, otoczony bogatym orszakiem, a słodycze i ciasta przynosiły malutkie paryżanki, ucharakteryzowane za margrabiny, w białych peruczkach.

Satyra IV Juwenalisa opisuje prezentację turbota (Skarp) Domicjanowi, który zwołuje zebranie swojej rady, aby omówić, co z nim zrobić. Znów Le Rouge pokazuje erudycję, która sama w sobie nie jest potrzebna dla narracji, ale była naturalna w dawnym klasycznym wykształceniu.

— Nie mówiłbyś pan tego — zgromił go naturalista — gdybyś wiedział, co będziemy spożywać za chwilę! Będzie to ulubiona potrawa tego smakosza: potrawka z języków flamingów — rzecz przepłacana przez starożytnych rzymian na wagę złota!

Marcjanis pisał: Barwa zwana ,,flamingo" od mych piór pochodzi. Choć nie śpiewam, mój język niejednym dogodzi (XIII 71).
U Apicjusza można znaleźć przepisy na potrawy z flaminga: 
1. Czerwonaka oskubiesz, umyjesz, oprawisz, włożysz do garnka, dodasz wody, soli, kopru ogrodowego i trochę octu. Kiedy już będzie na wpół ugotowany, wrzucisz pęczek  pora i kolendry. Gotuj dalej. Pod koniec gotowania, aby
mięso nabrało odpowiedniej barwy, dolejesz gotowanego  moszczu winnego (defritum). Do moździerza wrzucisz pieprzu, kminu rzymskiego, kolendry, korzenia zapaliczki, mięty, ruty i utrzesz, pokropisz octem, dodasz daktyli caryota, dolejesz sosu własnego. To wszystko przelejesz do tego samego garnka i zagęścisz krochmalem. <Ugotowanego ptaka wyłożysz na półmisek>, polejesz go sosem i  podasz. Tak samo przyrządzisz papugę.

2. Inaczej: ptaka upieczesz, utrzesz pieprzu, lubczyku (grodowego, nasion selera, smażonego sezamu, pietruszki, mięty, suszonej cebuli, daktyli caryota. Wymieszasz z miodem, winem, sosem ze sfermentowanych ryb, octem, (oliwą i gotowanym moszczem winnym (defritum).
3. Aby ptaki wszelkiego rodzaju <w trakcie gotowania> nic rozpadły się na kawałki, najlepiej będzie ugotować
je wraz z całym pierzem. Najpierw jednak należy usunąć z nich wnętrzności przez gardziel, albo od strony
kupra

O językach flamingów wspominał Pliniusz Starszy: Apicjusz, największy hulaka ze wszystkich smakoszy, nauczył,
że język flaminga wyróżnia się wyjątkowym smakiem (Plin. Hist. Nat. 10, 68, 133)

Zmów erudycja nie wymuszona względami narracyjnymi. W tym miejscu przypomina mi się Meyer, która wymyślała legendy. Le Rouge nawiązuje do nich, nawet jeśli nie ma to znaczenia dla narracji