Historie alternatywne FarScape, czyli Kemper Trek Into Strangeness

Zaczęty przez Q__, 14 Paź 2023, 23:58

Poprzedni wątek - Następny wątek

Q__

Kontynuacja z:
https://muzeum.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=2&topic=3814

Sięgnąłem po ostatnio (na starym forum wspomniany) odcinek FSC "Through the Looking Glass", świetnie wpisujący się w tytuł tematu. Zaczyna się Trekowo i anty-Trekowo zarazem, bo od inteligentnej, dobrze napisanej, konwersacji, nie o żadnych wyższych sprawach jednak traktującej a o potencjalnym, makiawielicznym, porzuceniu ciężarnej Moyi przez minimum część załogantów (gdzie w dodatku Crichton gada z pełną gębą); przy czym tym razem to Aeryn trzyma moralny pion, a John opowiada się po dobrej stronie z wyrachowania.
Na takie dictum Pilot i statek, którzy doskonale chcących się ewakuować rozumieją (znów jest w tej biernej akceptacji losu coś Obcego, nieludzkiego), postanawiają wykonać pokazowy starburst, i w efekcie widzimy, że nie tylko kanoniczni bohaterowie przy takich okazjach latają (acz tym razem nie po mostku, a po jadalni), a rychło też okazuje się, iż - w wyniku swojej niedyspozycji, która takim popisom nie sprzyjała - statek uległ multiversalnemu zwielokrotnieniu (antycypującemu tyleż VOY "Shattered" co PRO "Time Amok"), a w dodatku nadwiedza go tajemnicza (usiłująca - jak z czasem wyjdzie - komunikować się za pomocą liczb pierwszych - ładny SFowy wątek) istota. Zhaan, John i Chiana istnieją na niezmienionej wersji Moyi, D'Argo trafia do uniwersum przepełnionego męczącym światłem (w efekcie musi sobie zmajstrować godny Spocka obcującego z Medusaninem wizjer), Aeryn - do świata przenikanego przez (również dokuczliwy) dźwięk, a Rygel do rzeczywistości której sama natura działa jak gaz rozweselający (jak widać do rozśpiewanego miejsca akcji niedawnego odcinka SNW niedaleko). Przy czym wszystkie te światy różnią się od naszego gamą kolorów (odpowiednio: bardziej czerwoną, niebieską i zieloną).
Komandor z Ziemi, który znów ratuje honor załogi (tocząc przy okazji interesujący pojedynek słowny z egoistką Chianą), usiłując (per pedes) rozeznać się w sytuacji, przypadkiem odkrywa wormhole'owate przejścia między wersjami statku, i odtąd - konsultując działania z Pilotem i samą Moyą (którzy zdążyli ustalić co się stało i wyrazić to za pomocą odpowiedniego, całkiem przyzwoitego, technobełkotu) - obiega różne wersje pokładu przekazując kolegom instrukcje, oraz motywując ich do działania, mówiąc inaczej - koordynując akcję ratunkową (w jedną z takich tras zabiera Chianę, która ostatecznie zostaje z hyneriańskim monarchą, wykazując wcześniej dużą odporność na światło i gatunkową nadwrażliwość na dźwięk).
Aeryn, dzięki znajomości technologii militarnej, radzi sobie nieźle (tym bardziej, że wszczepione jej przez NamTara DNA Pilota pozwala jej na pewną komunikację ze statkiem) - prowadzi naprawy, stworzyła zagłuszające wiadomy dźwięk słuchawki łącznościowe dla siebie i Johna. Pozostałym idzie znacznie gorzej (choć też robią co mogą). A sytuacji nie poprawia też informacja, że rodacy Chiany zrobili kiedyś podobny multiwersalny eksperyment, który zniszczył cały układ planetarny.
Pomoc przychodzi ze strony tajemniczego stwora (z którym Crichton zdecydował się - wbrew obawom kolegów, zwł. panikującego Pilota - w końcu porozumieć, zamiast tylko do niego strzelać), okazującego się być (w sumie niepostrzegalnym dla ludzkich zmysłów; rzadki w ST-i -okolicach przypadek prawdziwej Obcości), strażnikiem (robotem?) mającym za zadanie łatać międzywszechświatowe dziury (który informuje, że poprzedni plan naszych bohaterów był zły - cofnięciem się pogłębią uszkodzenia, muszą uciekać do przodu). (Antycypuje to wszystko wątki utkwienia w przestrzeni grzybowej, pochodzącej stamtąd "koleżanki" Tilly i wreszcie lotu naprawiającego grzybnię z wczesnego DSC.)
Realizacja nowej wersji planu ratunkowego kończy się powodzeniem, i w finale - jak na początku - bohaterowie znów siedzą przy jednym stole, tym razem jednak opowiadając sobie anegdotyczne historyjki (ta rygelowa zdradza jego oblicze zamordysty), przekomarzając się, flirtując (niebieskoskóra kapłanka całuje skonsternowanego zdetronizowanego dominara) i ogólnie funkcjonując trochę jak zgrana rodzina, a Pilot - choć jeszcze pogłębia ich dobry nastrój informacją o dobrym stanie dziecka Moyi i zbliżającym się porodzie - znów nie rozumie ich radości (tak jak wcześniej nie pojął czemu cieszyli się z ocalenia).
Co jeszcze należałoby odnotować? Fakt zacytowania przez Johna "Alicji..." (b. Trekowa literacka aluzja i - ponownie - antycypacja DSC). Gorzkie przypomnienie, że Ziemianie nie latają już nawet na Księżyc. Smaczek kulturowy - Rygel oprotestowuje pierwotny plan, bo honor nie pozwala mu się cofać. Pogłębienie wizerunku jednej z postaci - Zhaan, choć kaplanka, boi się śmierci. Wplecioną nienachalnie w fabułę dyskusję o aborcji ze względów społ. (gdzie - jak w ORV - twórcy zdają się być przeciw, choć bez nadmiernego moralizatorstwa) - gdy Pilot i Moya chcą - dla ułatwienia akcji ratunkowej - poświęcić potomka tej ostatniej, Crichton i - pokazująca swoją cieplejszą stronę - Zhaan gwałtownie protestują (przy czym John dodaje jeszcze, że cokolwiek ich spotka, przejdą przez to razem). Kilkakrotną womitację ex-pilota Farscape-1, któremu wiadome światło tak szkodziło (więc i dla PIC szlak tu przetarto ;)). No i humorystyczne wątki z udziałem D'Argo, który - zachowując po worfowemu kamienną twarz - miał kłopot z wymową słówka "Mississippi" (wyszło mu "mipipipi"), a w finale poczęstował towarzyszy niedoli pieprzoną historyjką ze swojej młodości (prawie jak wczesny Geordi wczesnego Datę).
O czym mówiąc trudno nie zastanowić się jak wyglądał ten scenariusz w TNGowskim oryginale: dziwiący się i technobełkoczący Pilot pewnie byl Datą, Ka - jako się rzekło - Worfem, ale kto miał odegrać pozostałe fabularne role? I czy ciąża Moyi to pochodna niesławnego wątku dziecka Ent-D?
Cóż, może kiedyś się tego dowiemy. Dziś mogę tylko dać ocenę końcową - 3 (może 3-, ale mocniejsze, niż w wypadku nowych produkcji)/4 w (rozszerzonej na non-canon) skali ogólnotrekowej.