The Orville - nowa parodia Treka w tradycji Galaxy Quest, czy nowy... Trek?

Zaczęty przez Q__, 02 Sie 2023, 11:24

Poprzedni wątek - Następny wątek


Q__

Cytat: Smok.Eustachy w 03 Sie 2023, 02:28Gdyby był cross Orville z Mando to 4 sezonu by mogło nie być.

Mówisz,że crossover ST z SW, nawet jeśli nieoficjalny, i obu w wersji light, by Ci za wszystko wystarczył? ;)

Eviva


Q__

Spróbuj raz jeszcze. Im dalej w las, tym bardziej TOS-owo ;) .

Q__

Lobbowania za 4 sezonem cd. (a przy okazji można się dowiedzieć, że ORV obejrzało ponad 87 mln. widzów!):
https://gamerant.com/the-orville-season-4-needs-to-happen/

Q__

Nie samym LD człowiek żyje... Powtórzyłem sobie ORV "Twice in a Lifetime". Twórcy od pierwszej sceny nie ukrywają w jakim kierunku zamierzają iść - Gordon jawnie okazuje (wyborem piosenki do zaśpiewania, przechowywaną w widocznym miejscu kopią wiadomego telefonu, nawet sposobem prowadzenia rozmowy z Charly), że wciąż ma do Laury uczucia, nawet jeśli próbuje to zagadać to filozofowaniem w stylu klasycznego ST. A zaraz potem zostaje wprowadzona na scenę lepsza wersja urządzenia Aronova. Niemniej ta łopatologia nie szkodzi zbytnio omawianemu odcinkowi, nawet jeśli może obniża minimalnie jego notę.
Nim jednak sprawy pójdą w oczywistą stronę, dostaniemy pierwsze XXV-wieczne selfie (oby nie rozwinęła się z tego ponowna moda, szpecąca Trekowa utopię ;)), udzielane Isaacowi (który szuka pojednania z Charly) - przez Johna - rady jak zaczynać rozmowy (które mimo lekkiej formy mogą się okazać poradnikiem i dla nerdów z widowni), i uwagi techniczne wpisujące ustrojstwo, które zaczynało jako promień antybananowy ;) w bogate tradycje ST i powiązanych produkcji, bowiem rola obserwatora przy jego użyciu tyleż zdaje się antycypować (in multiverse) slipstream w wydaniu z AND, co zapętlać z wątkiem Sheridana z niedawnej animacji B5, zaś rozważania nt. groźnych konsekwencji jego stosowania prowadzą nas w kierunku Temporal Cold War. (Równolegle i potem usłyszymy wywody o tym, kiedy powstają pętle czasowe, kiedy zaś alternatywne linie czasu, wyglądające na próbę uporządkowania trekowej chronomocji, pogodzenia klasycznego z abramsowym. Próbę nieśmiałą zresztą, bo i tak kończy się wzmianką o wielości możliwych przyszłości i przypomnieniem, iż tak naprawdę nikt mechaniki temporalnej nie rozumie.)
Dostaniemy i inne nawiązania. Stację kosmiczną zniszczoną jak Starbase 1 w DSC, kayloński stateczek wirujący w stylu SW, niczym X-Wing czy TIE-Fighter (plus równie starwarsowe "bad feelings" Kelly), ECV-197 koziołkującego dla odmiany jak Defiant, używaną przez Kaylonów b. po borgowemu wiązkę holowniczą, i USS California, flagowiec admirał Ozawy (wyglądający - jak już pisaliśmy - na swoisty hołdzik dla LD i klasy Cerritosa). Wreszcie - gdy już do temporalnych przemieszczeń dojdzie - zobaczymy jak Isaac radzi sobie niczym Terminator (i Shaggy) w knajpie pełnej motocyklistów ale i Data stawiający czoła Klingonowi (zresztą z ludzką holo-twarzą, próbujący - jako się rzekło - porozumieć się z Burke, wypadnie oficer naukowy Orville najbardziej datowato w całej swojej dotychczasowej karierze). Usłyszymy też gorzką, jakby wyjętą z ST IV i z wczesnego TNG, ocenę naszych czasów; dowiadując się zarazem, że Gordon - niczym Tom Paris - jest ich fanem, kolejnym już w ST-i-okolicach. Zobaczymy też głębię więzi Eda i Kelly, zademonstrowaną od niechcenia w scenie, w której - zaszokowani zastanymi zniszczeniami - wstaną z foteli jak zsynchronizowani (tu przypominają się badania sugerujące upodobnianie się wzorców fal mózgowych partnerów).
Potem, gdy już zacznie się właściwa fabuła, i pojawi odcinkowy dylemat, dostaniemy jeszcze - logiczniejsze, niż w VOY "Relativity" - podejście do Temporalnej PD - Gordonowi późniejszemu grozi się surowymi karami za jej złamanie, ale wcześniejszego to nie dotyczy. Przy czym - gdy o Malloy'u mówimy - bardzo ludzkie jest, że usiłuje walczyć o swoją rodzinę (i jej zaistnienie) kierując się tą samą etyką "koszula bliższa ciału" co - przywołana niedawno w topicu o LD - future Trance. Aż dziw, że nie kończy się to strzelaniną - ale i to jego zawahanie, bo przecież Ed i Kelly to przyjaciele, również arcyludzkie jest.
Przy okazji owej - słownej, jak to w ST - walki dowiadujemy się, iż Laura przeczuwała, że jej mąż pochodzi z przyszłości (wracamy do pytania, które sobie stawialiśmy w kontekście crossovera SNW i LD, czy przybysz z przyszłości jest w stanie ukryć swoją tożsamość), dostajemy też aluzję pandemijną, i wzmiankę o tym, że w przyszłości zabijanie zwierząt traktowane jest jako morderstwo (czysty roddenberryzm z wczesnego TNG rodem :) ).
Wreszcie dochodzi do ostatecznych rozstrzygnięć i mamy tu ciekawe rozłożenie akcentów, bo nasi bohaterowie potraktowani są jako jednoznaczni villaini, w tradycji asimovowskich Wiecznościowców (i zresztą słusznie, bo posuwają się poniekąd dalej niż w "Prii"*, czy w TOS "The City on the Edge of Forever", gdzie winą było zaniechanie), ale zaraz potem wracają do swojej stałej roli ulubieńców widowni, w czym pomagają im jawnie okazywane wyrzuty sumienia i swoiste rozgrzeszenie ze strony wcześniejszego Gordona, który patrzy na sprawy z zupełnie innej perspektywy, niż jego niezaistniała wersja. (Chociaż czy niezaistniała? Jak zwracaliśmy uwagę w dyskusji na Trek.pl, tamten Gordon mówił coś o rodzinie silniejszej od czasu, a to może sugerować zakończenie otwarte...)
W każdym razie na dokładniejszą analizę zasługuje jak rzecz została rozegrana - TNG dałoby nam górnolotne starcie filozoficznych idei, DS9 ciężki dramat i moralistykę, tu wszystko rozgrywa się na płaszczyźnie subtelnie zaakcentowanych ludzkich emocji. ORV prezentuje się tym sposobem jako ST-light, pokrewny VOY, choć znów nad tą ostatnią serią góruje (co ma i odzwierciedlenie w ich ocenach na IMDB), nie popadając - mimo udziału Bragi - w malownicze idiotyzmy (i to przez cały trzeci sezon). (Nadto można tu jeszcze mówić o polemice z niefrasobliwościami temporalnymi z drugiego sezonu PIC. Być może intencjonalną - nawet jeśli kręcone były równolegle, trudno wykluczyć przepływ informacji między ekipami.)
Na deser zaś, by dobre wrażenie umocnić, zaserwowany zostaje widzowi podświetlny powrót bohaterów do domu, i jest to pierwszy przypadek tak jawnego sięgnięcia po efekty relatywistyczne w Treku-i-okolicach (mimo, że wcześniej pojawił się Khan czy kapitan Metis z AND), oraz postawienie kropki nad i w postaci wyznania Charly, że kochała Amandę (stąd jej stosunek do Isaaca), czyli miły powiew progresywizmu (nawet jeśli wyłączający chorąży Burke w stereotyp gniewnej lesbijki**).
Ogólnie nie jest to jakieś arcydzieło - klasyczny ST potrafił dać nam lepsze epizody, samo ORV również - ale b. mocna, logicznie skonstruowana, scenariuszowa robota (co tym godniejsze docenienia dziś, w erze scenopisarskiej dezynwoltury)***, z więcej niż przyzwoitą stroną wizualno-realizacyjną. Z przyjemnością dam jej mocne 3 (może nawet 3+) na 4 w skali Jammera. I poproszę o więcej takich odcinków.

* Gdzie, co prawda, wraz z bohaterką tyt. wymazaniu ulec musiały biliony istot, ale przypominają się słowa o tragedii i statystyce; tam mieliśmy statystykę, tu - tragedię.

** Tu też, jak w paru innych miejscach powtarzam w zasadzie wnioski z dawnych dyskusji.

*** Godna polecenia zwł. tym, którzy nie trawili wczesnego ORV-chumorku, bo tu go - jak i w reszcie trzeciego sezonu - brak.

Smok.Eustachy

Właśnie wszystko jest mistrzowsko wyśrodkowane bez zbędnego kłapania paszczą. 10/10

Q__

Ja tam właśnie lubię w Treku i okolicach kłapanie paszczą, ale niekoniecznie zbędne ;).

Q__

O przewagach ORV nad nuTrekami:
https://screenrant.com/orville-better-star-trek-modern-prove/

I pomysły na kontynuację The Orville nawet w wypadku - wypluć to słowo - cancelacji:
https://screenrant.com/orville-canceled-continue-how-spinoff-animated-comics/

Q__


Q__


Q__

Cykl filmów poświęconych detalom świata ORV (ledwo zaczęty :P):
https://www.youtube.com/playlist?list=PL-mqVHDNmR0eEtid1fFmrHV-bWd2fQTMn