20.000 mil podmorskiej żeglugi

Zaczęty przez Q__, 29 Lut 2024, 10:10

Poprzedni wątek - Następny wątek

Q__

Swoją drogą: wtedy w modzie było stylizowanie narracji na listy, pamiętniki, wspomnienia itp. Ciekawe, co miało być źródłem wiedzy czytelnika o losach bohaterów, w wersji, w której mieli zginąć? Pamiętnik w butelce?

rs

Zaczęłem czytać Łowcy meteorów. Powieść jest późna. Powstała w 1901 roku, ale ukazała się dopiero w 1908 roku. Jest inaczej skontruowana niż napisana w 1865 roku Z Ziemi na Księżyc. Bliżej jej jest do Świat do góry nogami z 1889 roku. Pojawiły się wątki romansowe, których nie było wcześniej (a jak sie pojawiał, to był strasznie blady - jak w W osiemdziesiąt dni dookoła świata), do tego naukowcy pokazani są bardzo ironicznie, próżniaków dalekich od realnego świata

Q__

#62
Tak, późny Verne to nieco inny Verne. Bardziej pesymistyczny, ale i humorystyczno-ironiczny zarazem, sceptyczny wobec ludzkiej natury (bliższy Lemowi? ;)), śmielszy - i mniej poważny - w (naukowym) fantazjowanie (czyżby jednak Wellsowi pozazdrościł? ;))...
Swoją drogą zwróć uwagę na centralny patent technologiczny "Łowców...", który jednak nie jest dziełem Verne'a ojca, a jego syna - Michela (tak, jak i wątek romansowy, który Cię zaskoczył, zresztą):
http://jv.gilead.org.il/taves/Meteor.html

rs

Meteoryt w powieści ma ok. 110 m.  Największy meteoryt, który w ostatnch wiekach spadł na Ziemię uczynił to   w 1916 roku na Saharze. Francuski urzędnik konsularny Gaston Ripert został doprowadzony do skały, która miała mieć wielkość około 40 na 100 m i znajdowała się 45 km od Chinguetti w Mauretanii. Meteor tunguski (a może klka) mogły mieć do 50 m średnicy.

rs

Skończyłem Łowców meteorów. Zobaczyłem też wydanie zatytułowane jako Bolid, które ma ukazywać tekst przez poprawkami M. Verne`a. Zmian jest mniej niż się spodziewałem. Różnice w sumie nie są duże sprowadzają się do wyrzucenia autystycznego Zéphyrina Xirdala, jego wynalazku, a meteor uległ destrukcji z powodów naturalnych:

Bolid właśnie eksplodował, jak wiele innych aerolitów lub meteorytów, które wybuchają, przemierzając warstwy atmosferyczne... A jednocześnie pod wpływem wysokiej temperatury wody rozproszyły się w kłębach pary...!
Natychmiast nadciągnęła niesamowita fala wzniesiona upadkiem bolidu, runęła na wybrzeże i cofnęła się z furią, której nic nie mogło się oprzeć.
Niestety, Mrs. Arcadia Walker została pochwycona tą falą, przewrócona, porwana, gdy płynna masa powracała na piaszczysty brzeg...!
Pan Seth Stanfort rzucił się jej na pomoc niemal bez żadnej nadziei na uratowanie, narażając dla niej życie, i to w takich warunkach, że można było oczekiwać dwóch ofiar, a nie tylko jednej...!
Seth Stanfort zdołał dołączyć do młodej kobiety w chwili, kiedy miała zostać porwana, i uczepiwszy się skały, zdołał się oprzeć wirowi owej potwornej fali...
Wówczas Francis Gordon i kilku innych, skoczywszy ku nim, odciągnęli oboje od piaszczystego brzegu.
Pan Seth Stanfort nie utracił świadomości, ale Mrs. Arcadia Walker była nieprzytomna. Pośpieszne starania przywróciły ją do życia, i ściskając rękę swojego byłego męża, zwróciła się do niego tymi słowami:
– W chwili, w której musiałam zostać uratowana, wszystko wskazywało, mój drogi Sethu, że to ty mnie uratujesz!
Nie mający jednak szczęścia Mrs. Arcadii Walker cudowny bolid nie zdołał uniknąć swego żałosnego losu! Runął w otchłań, a nawet uznając, że kosztem niesłychanych wysiłków udałoby się go wydobyć z głębokich warstw wody u podnóża klifu, trzeba było porzucić tę nadzieję...
Jądro bowiem eksplodowało. Tysiące jego szczątków rozproszyło się w głębi morza, a kiedy pan de Schack, pan Dean Forsyth i doktor Hudelson starali się znaleźć kilka jego okruchów na wybrzeżu, poszukiwania te okazały się daremne, i z owych czterech bilionów nadzwyczajnego meteoru nie zostało nic!

W sumie książka niewiele traci po usunięciu poprawek Michela Verne`a. Raczej zyskuje. Takna marginesie to spoziewałem sie, że Arcadia i Seth będą wynalazkami Michela Verne`a to postacie trochę z innej bajki, trochę zbyt dziwaczne. A jednak to pomysł Jules Verne`a. Jak rozumiem miały one pokazać jak swobodnie Amerykanie podchodą do kwestii małżeństwa, oraz do jakich problemów mogą prowadzić spory naukowe. Jestem jednak zaskoczony

Q__

#65
Cytat: rs w 08 Wrz 2024, 12:31Różnice w sumie nie są duże sprowadzają się do wyrzucenia autystycznego Zéphyrina Xirdala, jego wynalazku

Przyznam, że - na zasadzie prawa pierwszych połączeń - przywiązałam się w dzieciństwie do tego wątku, i tego bohatera, ale nie da się zaprzeczyć, że są z innej, zbyt fantastycznej jak na verne'owskie standardy, parafii, i ich nieobecność czyni powieść lepszą, poważniejszą.

Przy czym jednak trzeba Michelowi V. przyznać, że zwrócił uwagę na potencjał tkwiący w radioaktywności (co nam trochę i do energetycznego wątku "Tajemniczej wyspy" pętli). Swoją drogą jak niewielu w sumie lat było trzeba, by od fantazjowania o silnikach elektrycznych, przejść do fantazji atomowych.

Cytat: rs w 08 Wrz 2024, 12:31meteor uległ destrukcji z powodów naturalnych:

Co można odebrać jako antycypację - m. in. Trekowych - wątków, że lepiej by pewne rzeczy uległy zniszczeniu, niż trafiły w nieodpowiednie ręce i/lub naruszyły status quo, ale przede wszystkim jest swoistą autorską ironią*.

* W której ktoś uparty mógłby się - z negacją lub z aprobatą - doszukać wiary w jakiś metafizyczny lub panteistyczny wyższy porządek, wymierzający sprawiedliwość, lub po prostu dający prztyczka w nos chciwym i kłótliwym ludziom.

rs

Zéphyrin Xirdal jest trochę jak Tom Bombadil, któremu się coś chce :) Zbyt kolorowy nawet jak na powieść w której jest wiele przerysowanych postaci (choć ne tak jak on). Takich jak Seth Stanfort i Arcadia Walker, ale też obaj astronomowie-amatorzy.

Z rzeczy małych, ale do zauważenia i których na początku nie do końca zauważyłem. Michel Verne pisał o niepodległej Grenlandii. Tymczasem Jules Verne jednak czynił z Grendlandczyków poddanych, króla Chrystiana, czyli Chrystiana IX.
Co więcej J. Verne pisał: "Pan de Schack wiedział, że Dania nie musi się ani trochę obawiać o swoje biliony. Były tam równie bezpieczne, jak w kasach państwa. Obecnie, co prawda, nie można było położyć na nich ręki, i trzeba będzie odczekać całe miesiące, trzeba będzie całą zimę borealną spędzić przy tej żarzącej się masie, pozwolić jej, by spokojnie ostygła, zanim zdoła się składające się na nią tysiąc dwieście sześćdziesiąt tysięcy ton załadować na statki przysłane z Europy. I jeżeli na każdy trafi zaledwie tysiąc ton, potrzeba będzie ich co najmniej tysiąc dwieście, żeby przetransportować bolid do Kopenhagi albo innych duńskich portów".

"W gruncie rzeczy był to wynik szczęśliwy. Cztery biliony złota wrzucone do obiegu przyniosłyby całkowity spadek wartości tego metalu – czystego zła dla tych, którzy nic nie mają, cennego dla tych, którzy mają wszystko. Nie! Nie należało żałować utraty owego bolidu, którego posiadanie zachwiałoby rynkami finansowymi świata... chyba że Dania miałaby dość mądrości, aby zamknąć go w gablocie jako okaz w muzeum meteorytowym, z którego nigdy by nie wyszedł w postaci dukatów, koron i innych duńskich monet!"

"Z piersi pana Schacka wyrwał się okrzyk jakby przerażenia, kiedy on sam pojął bliskość tego nieszczęścia. Żegnaj, wyjątkowa okazjo do obdarzenia Danii miliardami...! Jego kraju! Żegnajcie, widoki na wzbogacenie wszystkich poddanych króla Chrystiana...! Żegnaj, możliwości odkupienia Szlezwiku-Holsztyna od Niemiec...!" W rezultacie II wojny o Szlezwik (lub wojna duńsko-pruskiej) Holsztyn uzyskała Austria, natomiast Szlezwik – Prusy. Po wojnie austrio-pruskiej oba księstwa trafiły do Prus

W wersji przygotowanej do druku przez M. Verne. ‎p.‎ ‎de‎ ‎Schnack był ‎delegat‎em ‎Grenlandii (s. 216)
"gdy‎ ‎p.‎ ‎de‎ ‎Schnack niezręcznie‎ ‎dodał: —‎ ‎Ja‎ ‎zaś‎ ‎tem‎ ‎mniej‎ ‎miałem‎ ‎powodów‎ ‎do‎ ‎zatrzymania‎ ‎się‎ ‎przed‎ ‎ogrodzeniem,‎ ‎że‎ ‎przeszkadzało‎ ‎ono‎ ‎wypełnieniu‎ ‎urzędowego‎ ‎zlecenia,‎ ‎któremi‎ ‎powierzono.
—-‎ ‎Zlecenie?‎ ‎jakie?
—‎ ‎Ażeby‎ ‎objąć‎ ‎w‎ ‎posiadanie‎ ‎meteor‎ ‎w‎ ‎imieniu‎ ‎Grenlandji,‎ ‎której‎ ‎jestem‎ ‎przedstawicielem". (s. 266)

"W‎ ‎każdym‎ ‎razie‎ ‎nie‎ ‎miał‎ ‎słuszności‎ ‎gniewać się‎ ‎na‎ ‎p.‎ ‎de‎ ‎Schnack'a.‎ ‎Biedny‎ ‎delegat,‎ ‎mówiąc między‎ ‎nami,‎ ‎nie‎ ‎miał‎ ‎się‎ ‎również‎ ‎z‎ ‎czego‎ ‎cieszyć.‎ ‎To opanowanie‎ ‎terytorjum‎ ‎grenlandzkiego‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎rzeczą‎ ‎wesołą,‎ ‎a‎ ‎horoskopy‎ ‎majątkowe‎ republiki‎ ‎opierały‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎bardzo‎ ‎kruchych‎ ‎podstawach.‎ ‎Co‎ ‎miał jednakże‎ ‎począć?‎ ‎Czyż‎ ‎mógł‎ ‎przy‎ ‎pomocy‎ ‎swoich pięćdziesięciu‎ ‎ludzi‎ ‎wrzucić‎ ‎do‎ ‎morza‎ ‎trzystu‎ ‎dwudziestu‎ ‎marynarzy‎ ‎obcych,‎ ‎zbombardować,‎ ‎wysadzić w‎ ‎powietrze‎ ‎lub‎ ‎zatopić‎ ‎szesnaście‎ ‎tych‎ ‎olbrzy mów‎ ‎opancerzowanych,‎ ‎które‎ ‎go‎ ‎otaczały?" (s. 277)

Niepodległa Grenlandia zamiast Grenlandii będącej częścią królestwa Danii. Moje spekulacje - M. Verne dodał nepodległą Grenlandię, gdyż nie chciał pokazać jak mocarstwa zastanawiałyy się nad przejęciem meteoru. Może szkoda, że M. Verne nie pociągnął tematu, aż by się chciało postawienie świata na krawędzi wojny światowej. M. Verne przygotowywał powieć ojca do druku pewnie po pierwszym kryzysie marokańskim, tuż przed kryzysem bośniackim. Bezpieczniej było umieścić kryzys grenlandzki w niepodległej republice niż na terytorium bliskiego królestwa. M. Verne mogła zainspirować rozejście się Szwecji i Norwegii i uzykanie niepodległości przez tą ostatnią. Tak Szlezwig-Holstein znikł z powieści   

Będąc drobiazgowym:  "Odkąd bracia morawscy udzielili im [Grendlandczykom] nauk religijnych, można się doliczyć sześciu tysięcy nawróconych na katolicyzm" - ewangelizm, a nie katolicyzm

Q__

#67
Cytat: rs w 08 Wrz 2024, 21:27Zéphyrin Xirdal jest trochę jak Tom Bombadil, któremu się coś chce :) Zbyt kolorowy nawet jak na powieść w której jest wiele przerysowanych postaci

Z drugiej strony, odnotujmy, że Michel Verne włożył mu w usta całkiem interesującą, jak na epokę, teorię fizyczną (dopadłem przedwojenny przekład, więc nie dziw się archaizmom):

"Dla Zefiryna Xirdal'a materja jest tylko pozorem; w rzeczywistości nie istnieje. Dowodem tego – niemożność stwierdzenia jej składu. Chociaż się ją rozkłada na molekuły, atomy, cząsteczki, pozostaje zawsze ułamek, wobec którego całe zagadnienie staje w swej całości, i to się będzie powtarzało ustawicznie, dopóki nie przyjmiemy za pierwszą zasadę tego, co nie jest materja. Ta pierwsza zasada niematerjalna – to energja.
Czem jest energja? Zefiryn Xirdal wyznaje, że nic o niej nie wie. Człowiek poznaje świat zewnętrzny jedynie zapomocą zmysłów, zmysły zaś są wrażliwe tylko na podnietę materjalną, więc wszystko, co nie jest materją, zakryte jest przed nim. Jeżeli wysiłkiem samego rozumu zdoła stwierdzić istnienie świata niematerjalnego, to jest w niemożności pojęcia jego istoty z powodu braku danych porównawczych. I nie będzie inaczej, dopóki ludzkość nie nabędzie nowych zmysłów, co a priori nie jest absurdem.
Tak czy inaczej, energja, zdaniem Zefiryna, wypełnia wszechświat i waha się wiekuiście między dwiema granicami: bezwzględną równowagą, którą osiągnąć można byłoby tylko przez równomierny rozkład tej energji w przestrzeni, i bezwzględnem skupieniem jej w jednym punkcie, który w takim razie otaczałaby bezwzględna próżnia. Ponieważ przestrzeń jest nieskończona, więc te dwie granice są zarówno nie do osiągnięcia. Z tego wynika, że energja we wszechświecie jest w stanie ustawicznego ruchu. Ciała materjalne pochłaniają bez przestanku energię, a to skupienie wywołuje siłą rzeczy w innem miejscu względną próżnię, skądinąd zaś materją promieniuje w przestrzeń energję, którą uwięziła.
A zatem w przeciwieństwie do klasycznej zasady ,,nic nie ginie, nic się nie tworzy" Zefiryn Xirdal głosi, że ,,wszystko ginie i wszystko się tworzy". Substancja, ulegająca wiecznemu zniszczeniu, odtwarza się wiekuiście. Każdej ze zmian tych stanów towarzyszy promieniowanie energji i odpowiednie znikanie substancji.
Jeżeli zniszczenie to nie może być stwierdzone przez nasze przyrządy, to dlatego, że są zbyt mało udoskonalone wobec tej olbrzymiej ilości energji, zawartej w najmniejszej cząsteczce materji, czem znów Zefiryn Xirdal tłumaczy olbrzymią odległość ciał niebieskich w stosunku do ich niewielkich rozmiarów.
Zniszczenie to, choć niestwierdzone, niemniej istnieje. Pośrednim dowodem tego jest ciepło, elektryczność i światło. Zjawiska te pochodzą od energji promieniującej, i przez nie ujawnia się energja wyzwolona, chociaż jeszcze pod grubą postacią i napół materjalną. Energja czysta, poniekąd oczyszczona, może istnieć tylko poza obrębem światów materjalnych. Ona otacza te światy pewną dynamosferą w stanie napięcia wprost proporcjonalnego do masy i tem mniejszego, im bardziej oddalamy się od ich powierzchni. Działanie tej energji i jej dążność do skupienia coraz większego znajduje swój wyraz w przyciąganiu.
Taką jest teorja, którą Zefiryn Xirdal wyłożył p. Lecoeur, nieco nią odurzonemu. Przyznajmy, że było czem."


Czyni to M.V.* interesującym pisarzem SF na własnych prawach, nawet jeśli wolał chować się za cień ojca.
Przy czym warto zwrócić uwagę kiedy to pisał - 3 lata po ogłoszeniu STW (z E = mc2), 7 przed - OTW. 8 lat po tym, jak Planck doszedł do wniosku, że energie fal elektromagnetycznych emitowanych przez ciała są skokowe (skwantowane). Gdy pojęcie dualizmu korpuskularno-falowego dopiero się rodziło:
https://en.wikipedia.org/wiki/Wave–particle_duality

* Barwną zresztą postać:
https://en.wikipedia.org/wiki/Michel_Verne
https://pl.wikipedia.org/wiki/Michel_Verne

rs

W  końcu XIX wieku prawa fizyki miały już zostać prawie w całości poznane. To co się stało na początku kolejnego wieku zatrząsło światem. Wywrócenie kompletne fizyki musiało być szokiem dla współczesnych, gdyż gmach fizyki wydawał się pewny, choć wiedziano o problemie z wykryciem eteru. Nowe hipotezy (słuszne lub nie) zawsze szybko trafiały do fantastyki. Jeśli ktoś interesował się ni, to również interesował się nauką. Tak było od Lovecrafta i teorią Wegenera, aż po Problem trzech ciał i dyskusje o końcu fizyki. Najwidoczniej M. Verne też obserwował jak zmieniają się poglądy o świecie. Kiedyś czytałem, że postawiiono tezę, że kubizm był reakcją na modne ówcześnie hipotezy o czwartym wymiarze. Nie wiem, czy są one słuszne, ale zawalenie się konstrukcji świata, wpływało na zainteresowanie się nauką

Q__

#69
Nieco zmieniając temat... Wspominałem o:
Cytat: Q__ w 23 Sie 2024, 21:05France-Ville /.../ na ziemi amerykańskiej
Co ciekawe, czegoś podobnego o mało nie zbudował... Walt Disney:
https://www.onet.pl/informacje/adam-bialas/idealne-miasto-przyszlosci-disney-pracowal-nad-nim-nawet-na-lozu-smierci/2gpgh8z,30bc1058
https://en.wikipedia.org/wiki/EPCOT_(concept)
Jednak nieco skromniej rzecz się zakończyła:
https://en.wikipedia.org/wiki/Epcot

rs

Na razie robię odpoczynek od Verne`a. Teraz czytam Na srebrnym globie Żuławskiego. Powieść jest zupełnie inna niż powieści Verne`a. Pomysł jest podobny. Prywatna misja wyrusza na srebrny glob. Z dwóch misji szybko ginie 4 członków dwóch załóg. Misja jest prywatna, a katastrofa drugiego spowodowała brak zainteresowania dalszych misji. W efekcie trójka kosmonautów tworzy nowe ułomne społeczeństwo. Książka jest obdarta z optymityzmu charakterystycznego dla wczesnej sf. Żuławski pokazuje brutalność świata, pionierzy nienawidzą siebie i gardzą sobą. Narrator, twórca pamiętnika którym jest powieść od  początku czuje erotyzm wobec żony kolegi. Piotr nakazał Marcie wybrać kogo - narratora czy Piotra wybierze za męża, zdanie samej Marty jest tutaj bez znaczenia.

Q__

Cytat: rs w 28 Wrz 2024, 16:22Książka jest obdarta z optymityzmu charakterystycznego dla wczesnej sf.

Dojrzalsza i bardziej ponura zarazem (a może dojrzalsza, bo...)? ;)

rs

No cóż filozof (choć zaczynał od politechniki) to trochę inna postać niż inżynierowie, którzy będą twórcami sf. Tyle, że ani Verne ani Wells do takich osób jak pokolenie złotego wieku sf się nie zaliczaja. Żuławski opisuje wyprawę na Księżyc i nawet dokąd podróżnicy nie trafili na drugą stronę księżyca (a właściwie już na biegunie się załamuje naukowość) jest ona nawet bardziej science niż fiction. Ciekawe ile Lem zawdzięcza właśnie Żuławskiemu. To inne, mniej optymistyczne spojrzenie na przyszłość człowieka. Wiadomo wojna i te sprawy, ale wizja Żuławskiego ze swoim pesymizmem mogła mieć wpływ

To jeszcze pomysł bardzo wywodzący się Verne`a. Mamy prywatną inicjatywę, kilku śmiałków, z różnych krajów europejskich. Fundusze zapewniła prywatna osoba. Inżynier odpowiedzialny za wysłanie ludzi jest jeden. Widać modernizm. Marta, która w końcu odrzuca Piotra doprowdza do zguby zarówno Piotra, popełniające nak modne w belle epoque samobójstwo z miłości, jak Jana, który wycofał się wewnątrz i faktycznie nie  odegrał tej roli, co powinen. Uciekał i w sumie zawiódł najmocniej. Jako w dużej mierze wychowujący młodego Tomasza odpowiada za to jak stworzył on społeczeństwo na Księżycu. Jan pozostawiając dzieci ssame sobie, w najtrudnejszym momencie przyczynił się do upadku tego społeczeństwa. Jasne było one skarlałe i bez rozumne, ale jego działania nia pomogły.

Plan wyprawy na Księżyc jest u Źurawskiego niebyt przemyślany. Bohaterowie od początku nie mieli wrócić na Ziemię. Mieli nadzieje, że wyprawa nie będzie samobójcza. W tej sytuacji jedzie czterech meżczyzn i jedna kobieta, po czym miało dotrzeć kolejnych dwóch mężczyzn. Od początku można było się spodziewać, że efektem będzie drugie Pitcrain, a frustracja Piotra i Jana zagrozi nowej cywilizacji. Pomysł irlandzkiego astronoma od początku był skazany na porażkę

Piotr Varadol jest zbyt młodopolski. Samiec, który podąża  za famme fatale, oraz pada ofiarą wampa. Popełnienie przez niego smobójstwa po śmierci Marty, kiedy pozostały trzy jego córki był tyle samolubny co niezrozumiały. Młodopolski. Jak Marta Foerder, czy Władysław Emeryk. Tyle, że on nie miał nikogo z rodziny kto zajmie się jego córkami

Q__

#73
Cytat: rs w 29 Wrz 2024, 15:23No cóż filozof (choć zaczynał od politechniki) to trochę inna postać niż inżynierowie, którzy będą twórcami sf. Tyle, że ani Verne ani Wells do takich osób jak pokolenie złotego wieku sf się nie zaliczaja.

Swoją drogą ciekawe, że po Verne'ie z Wellsem nadeszli z jednej strony producenci pulpy - Burroughs i Gernsback, a z drugiej filozofowie - Żuławski ze Stapledonem.

Co do inżynierów i innych ściślaków - u nas było ich sporo w pewnym okresie - Fiałkowski, Czechowski, Malinowski; także Zajdel i Oramus, choć po nich mniej to widać. Natomiast jeśli chodzi o Złoty Wiek w USA - był, oczywiście, Clarke (Anglik, ale i tam wydawany), był Asimov (choć naukowiec był z niego raczej mierny, lepszy popularyzator i naukowy dowcipniś ;)), był Heinlein - inżynier z US Navy, ale było i wielu naukowych analfabetów, wyrobników pióra piszących SF naprzemiennie z kryminałami, westernami, romansidłami, a nawet porno.

Verne - ten był samoukiem (prawnikiem, nie - uczonym), ale b. systematycznym, słynny jest jego zbiór fiszek uważany czasem szumnie za pierwowzór baz danych. Wells również zaczynał jako samouk* (znak czasu, pochodził z biedy), skończył jednak jako student T.H. Huxley'a i współzałożyciel Royal College of Science Association.
Tak, czy owak, byli to ludzie serio, i głęboko, kwestiami naukowymi zainteresowani. (Podobnie zresztą jak sporo młodszy od nich Lovecraft.)

* B. zdolny zresztą. Będąc uczniem dorabiał w tej samej szkole jako nauczyciel młodszych kolegów.

Cytat: rs w 29 Wrz 2024, 15:23Ciekawe ile Lem zawdzięcza właśnie Żuławskiemu.

Sądzę, że wpływ Żuławskiego był tu silny, przemożny i nie do przecenienia (acz i wojenne przejścia Lema dołożyły swoje). Zresztą oddam głos samemu Mistrzowi:

"Po raz pierwszy czytałem  Na srebrnym globie niedługo po Trylogii. Umiałem wtedy czytać tak jak, obawiam się, nigdy już nie będę umiał. Byłem pochłaniaczem książek żarliwym i bezwzględnym w walce z domowym porządkiem, który usiłował mi rozłamać lekturę na części, gdy ja w żaden sposób nie mogłem się od niej oderwać. I gnając przez stronice sprawdzałem co jakiś czas trwożliwym dotykiem czy aby wiele jeszcze zostało do końca. Płomienie wzniecone w dwunastoletniej głowie gasły zazwyczaj szybko, ale ta historia księżycowa przez lata paliła się we mnie ognistym śladem. Ciągnęło mnie do niej do jej ,,dobrych miejsc", czytałem ją i czytałem wciąż na nowo, rozstać się nie mogłem ze wspaniałą grozą Księżyca, oblegałem ukochane strony, z których wiał tajemniczy, lodowaty mrok bezdennych szczelin skalnych, wracałem do gruzów zagadkowego miasta na pustyni, do wstrząsającej katastrofy drugiego pocisku ziemskiego, szperałem w tekście jak badacz, jak poszukiwacz skarbów, łowiący chciwie ziarenka złota w przemywanym piasku."

"Przedmowa Stanisława Lema"
do "Na srebrnym globie"

"Gdyby Żuławski pisał stylem neutralnym, nie narzucającym się leksykalnie i syntaktycznie, podobnie np. jak Wells (a tworzyli obaj mniej więcej w tym samym czasie), powstałby pod jego piórem utwór stanowiący gwiazdę pierwszej wielkości w fantastyce światowej. Nic mi nie wiadomo o tym, by powieść Żuławskiego była tłumaczona na języki obce — w każdym razie bibliografie SF jej nie notują. (Podobno była tłumaczona na niemiecki.) To. co podówczas powstawało w Europie jako fantastyka naukowa, nie może się z trylogią księżycową równać; tak np. książki Kurta Lasswitza nie mają żadnych wartości literackich.
Na podkreślenie zasługuje przedmiotowa wynalazczość Żuławskiego. Nie znam w Science Fiction kreacji ,,Innych", która by stać mogła obok jego szernów, poczynając już od samej, świetnie brzmiącej nazwy, kojarzącej się z tajemniczym mrokiem (może przez podobieństwo fonematyczne słowa ,,szern" do słowa ,,czerń"?), poprzez ich budowę cielesną, ich rażącą mcc, umiejscowiona w niesamowitych — względem pokrytego futrem ciała — białych, nagich —dłoniach, których dotyk przyprawia o wstrząs elektryczny — aż po relacje powstałe między nimi i ludźmi. Od udaru, wywołanego dotknięciem ich dłoni, kobiety poczynały dzieworódczo, a dzieci przychodzące tak na świat, zwane morcami miały płomienne znamiona tam, gdzie szern matkę dotknął. W czasach skrajnego zniewolenia musiała płacić społeczność ludzka haracz złożony z kobiet — aby rodziły szernom niewolników — a gdy się kobiety te starzały, szernowie zwracali je ludziom. Jako rodzicielki morców były zabijane; straszliwa to historia, a przecież jakoś prawdopodobna. Splotu podobnych zależności, co by łączył ziemską kolonię z planetarnymi tubylcami, nikt w Science Ficticn nie powtórzył, tj. nie wynalazł po raz drugi. Mają też szernowie Żuławskiego własną kulturę i mitologie, w której miejsce centralne — globu znienawidzonego — należy się Ziemi, jako że to ona wyssała powietrze z półkuli Księżyca skierowanej w ziemską stronę. Wszystkie te elementy fantastyczne składają się na spójny system, przez to ważny, że koncepcja wpisania mitu chrystianicznego w pewną konstelację wydarzeń o tyle mogła się uwiarygodnić, o ile faktograficzny, quasi–realny, a nie natarczywie alegoryczny charakter mają poszczególne partykuły tych zdarzeń."


"Fantastyka i futurologia"

(To drugie już o "Zwycięzcy".)

Cytat: rs w 29 Wrz 2024, 15:23Mamy prywatną inicjatywę, kilku śmiałków, z różnych krajów europejskich. Fundusze zapewniła prywatna osoba.

Owszem, verne'owskie. I może jest to przyczyna tragedii - choć jednak nie klęski przecież - tej ekspedycji. Państwa selekcjonowały najlepszych z najlepszych, i stawiały na sukces misji - choćby z przyczyn prestiżowych. Tu lecą przypadkowe osoby, godząc się na wysokie ryzyko.

Nawiasem: ci polscy panowie z epoki i ich magnackie fortuny... Taki jak nie łódź podwodną zbuduje (Nemo pierwotny), to lot kosmiczny sfinansuje (Korecki)... ;)

Cytat: rs w 29 Wrz 2024, 15:23Jan pozostawiając dzieci ssame sobie, w najtrudnejszym momencie przyczynił się do upadku tego społeczeństwa. Jasne było one skarlałe i bez rozumne, ale jego działania nia pomogły.

Zdaje się, że dopadły go depresja i poczucie bezsilności*. Przy czym - paradoksalnie - więcej by osiągnął, gdyby nie był uczciwy. Więcej mógł zrobić dla młodych wchodząc w rolę boga-dyktatora, ale nie chciał.

* Naszemu Sisko też się zdarzało, ale miał Garaka od czarnej - a czasem i mokrej - roboty ;).

Cytat: rs w 29 Wrz 2024, 15:23Piotr Varadol jest zbyt młodopolski.

Tak, wysoce irytujący typ. Także dlatego:
Cytat: rs w 28 Wrz 2024, 16:22Piotr nakazał Marcie wybrać kogo - narratora czy Piotra wybierze za męża, zdanie samej Marty jest tutaj bez znaczenia.
Mógł się zabić wcześniej, skoro już musiał ;).

Cytat: rs w 29 Wrz 2024, 15:23podąża  za famme fatale, oraz pada ofiarą wampa.

Czy Marta (też dość irytująca, jak zresztą oni wszyscy, młodopolskie produkty*) jest wampem? Raczej tak jej samo wychodzi, mimo woli. Zasadniczo, po prostu, bardzo kochała Tomasza.

* Tak, mamy tu genialną powieść ze słabymi bohaterami. (Nawiasem: teraz znowu moda na przegrywów i frustratów wraca, vide sławetna Sukcesja.)

rs

Marta stała się mimowolnie wampem. Trochę jak Dagna Juel, której twarz dorobił z jednej strony sfrustrowany Strinberg, z drugiej równie sfrustrowany Emeryk. Ciekawe, że Żuławski nie ejst optymistą co do rozwoju cywilizacji. Żyjąc w czasach olbrzymiej rewolucji u niego cywilizacja jest dosyć statyczna. Przeciwieństwie do Verne`a nie ma u niego Amerykanów. Rzeczywiście szkoda, że nie został przetłumaczony na angielski i nie zaistniał. Właśnie dlatego, że jest tak daleki od optymmizmu Verne`a (za Pierwszych ludzi na księżycu weznę się po Zwycięzcy). Jak bardzo skrzywdzona społeczność Księżyca różni się od Tajemniczej wyspy, nawet jeśli obie ukazują zasiedlanie raju